piątek, 21 kwietnia 2017

Rozdział I

                Kolejny raz przeglądał zdjęcia zrobione przez techników. To miało być jego pierwsze samodzielne śledztwo, odkąd przyjechał na staż do Lublany. Wcześniej planował zostać tylko kilka miesięcy i wrócić do Polski, ale mijał już rok i jakoś nie spieszyło mu się do politycznych przepychanek, paraliżujących pracę służb w jego kraju. Poza tym dość dobrze się tutaj ustawił. Podszlifował język, znalazł niedrogą kawalerkę niedaleko centrum, a kilka miesięcy podlizywania się komendantowi też przyniosło swoje korzyści. No i teraz to śledztwo. Musieli mu je przyznać, bo nie było już wolnych ludzi. W ostatnich miesiącach Lublana stała się wylęgarnią małych grup przestępczych, o dość tajemniczym pochodzeniu. Trzeba było to pozamykać przed sezonem. Stąd też „studencka rzeź” i nowe biurko przypadły jemu. Był wniebowzięty.
                Dość ładne mieszkanie, zadbane i czyste, a na dodatek w jednej z droższych dzielnic stolicy. Dziwił się, że tą czwórkę było na to stać. Musieli mieć bogatych rodziców, których jeszcze nie było mu dane poznać, choć pewnie zjawią się lada chwila. Przesłuchanie rodzin w tym przypadku było nieuniknione. Zastanawiał się, czy pokazywać im zdjęcia, które trzymał w ręce. Ciała ułożone w chaotyczny sposób, krew… No i te zgolone głowy. Chociaż to już pewnie widzieli. W kostnicy.
Wzdrygnął się, choć wokoło panował nieznośny upał. Te dwie dziewczyny i ich kolega musieli być niewiele młodsi od niego. Studenci. Pewnie pełni jeszcze entuzjazmu i pasji, wielkich idei. Dlaczego ktoś chciał ich tego pozbawić ? I dlaczego zrobił to w taki odrażający sposób ?
                Wstał. Potrzebował kawy.

***

                -Czy czuje pani, że zrobiła pani postępy ?
                Nienawidziła tego pytania. Cotygodniowe spotkania z psychoterapeutką były obowiązkowe i musiała je zaliczyć, żeby wrócić na komendę, ale czuła, że dłużej nie da rady. Nigdy nie słuchała rad innych, nawet bliskich. Lubiła żyć po swojemu i wiedziała, że świetnie sama daje sobie radę bez idiotycznych, poradnikowych przepisów na sukces. Terapie zostawiała zagubionym korpoludkom i nieporadnym życiowo mężczyznom, o ile w ogóle można ich tak nazwać, którzy lubią sobie poleżeć na niewygodnej kozetce i płacić majątek za porady kogoś niewiele bardziej twórczego niż pięciolatek. Dzieci chociaż są szczere.
Posłała kobiecie nienawistne spojrzenie.
                -Gorąco tutaj – rozejrzała się w poszukiwaniu klimatyzatora, ale jedyne co odkryła to zapalone świece. Śmierdziały wanilią.
                -Tak. Czerwiec jest w tym roku wyjątkowo upalny – psycholożka dalej się uśmiechała, co działało jej jeszcze bardziej na nerwy. –Pani Anno, czy może pani choć raz odpowiedzieć na moje pytanie ?
                -Od trzech tygodni mówię pani, że wszystko jest w porządku.
                Nie było. Wiedziała o tym, ale siedząca naprzeciwko niej kobieta, była ostatnią osobą, z którą chciałaby o tym rozmawiać. Nigdy nie zrozumiałaby, że Anna wolałaby umrzeć w tej głupiej chatce, niż zmagać się teraz z pytaniami, które mnożyły się bez końca. O Dzieci Hioba, o Lanę, o… Ceneta. Nikt tego nie rozumiał. I, o dziwno, w tym nikt nie chciał jej pomóc. Sprawę przekazano Interpolowi, a Lany nigdy więcej w Słowenii nie widziano. Tyle się dowiedziała, kiedy w końcu udało jej się obudzić. Potem  dla jej własnego bezpieczeństwa i z troski o jej zdrowie psychiczne odcięto ją całkowicie od tamtych spraw i przeniesiono do Lublany, zlecając miesięczną przerwę przeznaczoną na terapię. Znienawidziła wszystkich, którzy maczali w tym palce.
                -Oczywiście. A pani sny ? Skończyły się ?
                Raz się wygadała w przypływie bezsilności. Żałowała tego do teraz. Nikt nie powinien się interesować jej snami. Były tylko jej. I tylko w nich mogła go znowu zobaczyć.
                -Są inne.
                -Czyli ?
                -Czyli inne. Nie wymagają analizy.
                -Dobrze. O czymś powinnam jeszcze wiedzieć ?
                -Nie – zdawała sobie sprawę, że jej ton nie jest grzeczny, ale nie miała nawet ochoty się starać. – Kiedy mogę wrócić do pracy ? Miesiąc mija jutro.
                -Przekazałam już opinię komisarzowi. Myślę, że oderwanie się od przeszłości dobrze pani zrobi, jedyne co mnie martwi, to…
                -Cudownie –nie obchodziło jej, co martwiło biedną panią psycholog. Wstała. –Czyli wracam ?
                -Decyzję dostanie pani mailowo –poddała się. Nawet markowy uśmiech nie był w stanie ukryć jej rozczarowania, kiedy po raz ostatni spojrzała na, stojącą już w drzwiach, Annę.
                Inspektor Kos odniosła kolejne zwycięstwo.

                Upał sprawił, że uliczki Lublany opustoszały. Sezon turystyczny jeszcze się nie zaczął, a mieszkańcy woleli spędzić kolejne gorące popołudnie w klimatyzowanych mieszkaniach lub wśród chłodnych murów starych kamienic. W powietrzu czuć było już lato. Anna wdychała powoli ciepłe powietrze, rozkoszując się widokiem, który dziś, wyjątkowo jak na starówkę, miała prawie wyłącznie dla siebie. Przypomniały jej się czasy studiów, kiedy przemierzała tę trasę codziennie, mniej lub bardziej trzeźwa, w mniej lub bardziej roześmianym towarzystwie. Uśmiechnęła się mimowolnie. Wiele by oddała by wrócić do tych czasów beztroski. Choć może wtedy wcale się takie nie wydawały.
                Zorientowała się, że podświadomie wybrana trasa zaprowadziła ją prawie pod sam komisariat. Czyli to tutaj ma teraz pracować ? Samo centrum miasta. Musiała przyznać, że mimo wszystko będzie jej brakować Nika Horvata i jego wykreślanek. W Kranskiej Gorze czuła się już jak w domu, a tego starego gbura umiała owinąć sobie wokół palca tak, że przynajmniej nie przeszkadzał jej w pracy. Jak będzie teraz ? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Na razie.
                To, co nie zmieniło się po sprawie z Dziećmi Hioba, to na pewno jej odwieczne zamiłowanie do gorącej czekolady. Nawet teraz, pomimo upałów czuła, że jedyne, co może odgonić od niej czarne myśli, to duży kubek jej ulubionego napoju z podwójną bitą śmietaną. Rozejrzała się wokoło w poszukiwaniu kawiarni. Kilka budynków dalej zauważyła duży baner Costy. Osobiście wolała małe, rodzinne lokale niż sieciówki, ale teraz mogło być nawet to. Czekoladę mają nienajgorszą.
                W środku siedziało już dość sporo osób, w szczególności nastolatków. Pojedyncze miejsca przy długim stole przed oknem, też były zajęte. Przeklnęła w myślach. Miała ochotę usiąść. Picie czekolady z papierowego kubka nie jest przyjemne, szczególnie, że na widok kanapek zaczęło jej burczeć w brzuchu.
                -Przepraszam ? –zagadnęła do siedzącego samotnie mężczyzny przy najbliższym stoliku. –Mogę się dosiąść, aż coś się nie zwolni ?
                -Słucham ? –podniósł wzrok znad jakiś dokumentów. – A tak, oczywiście. Niech pani siada.
                -Dzięki – uśmiechnęła się, po czym wyciągnęła komórkę.
                Brak wiadomości w skrzynce mailowej.
                -Mogliby się pospieszyć –mruknęła sama do siebie. Mężczyzna spojrzał na nią jednak pytająco. –Czekam na maila z policji. Mało ważne.
                Był zupełnym przeciwieństwem Ceneta. Wysoki, dobrze zbudowany, na dodatek blondyn. Przystojny. I na pewno niedużo starszy od niej. Może nawet młodszy, trudno ocenić.
                -Z policji ?
                -Pracuję tam. – Kelnerka przyniosła jej czekoladę. Wyglądała nieziemsko. –To znaczy będę. Miałam przerwę.
                -Inspektor Kos ?
                Spojrzała na niego podejrzliwie. Nie znała go. Pomimo opinii niektórych lekarzy, była pewna, że śpiączka nie odebrała jej nawet kawałka pamięci.
                -Tak. Znamy się ?
                -Oj, chyba jeszcze nie – teraz dopiero zwróciła uwagę, że nie mówił z typowym słoweńskim akcentem. Choć chyba też słowiańskim.  – Krystian Jakubiak. Z tego co wiem, będziemy współpracować. Komisarz wspominał, że niedługo pani do nas dołączy.
                -W takim razie bardzo mi miło – uśmiechnęła się. Całkiem niezły ten jej partner. Perfumy też ma niezłe. – Anna.
                -Krystian –również się uśmiechnął. – Wracasz w całkiem niezłym momencie. Ale coś słyszałem, że masz już doświadczenie w niejednoznacznych śledztwach.
                -To prawda – spoważniała. –Niejednoznaczne to dobre słowo. 



Zaczynamy...

piątek, 24 marca 2017

Prolog


                 Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że drzwi są otwarte. Szukanie kluczy w jej ogromnej torebce, pełnej uniwersyteckich rzeczy pierwszej potrzeby, nie należało do tych przyjemnych czynności, które człowiek ma ochotę zrobić po całym, męczącym dniu. Szczególnie jeśli w drugiej ręce trzyma siatkę z zakupami. Weszła do mieszkania.
                Przywitała ją cisza. Sama w sobie nie była aż tak dziwna. Dziewczyn mogło jeszcze nie być a Edi pewnie siedział u siebie, choć to trochę niecodzienne, że nie było słychać jego głosu. Zazwyczaj o tej porze rozmawiał przez telefon z tajemniczą nieznajomą. A może jest jeszcze za wcześnie ? Nieważne. Gorszy od ciszy był ten podejrzany zapach. Nigdy wcześniej go nie czuła. Nie pasował nawet do kulinarnych eksperymentów jej współlokatorek. Było w nim coś niepokojącego… Coś… Nie potrafiła tego nazwać.
                -Cześć – rzuciła jak zwykle. Miała w zwyczaju robić to nawet wtedy, gdy wiedziała, że nikogo nie ma.
                Cisza.
                Zaczęła kręcić nosem. Coś jej nie pasowało. Poczuła, że po plecach przechodzą jej ciarki. W butach i płaszczu przeszła przez korytarz i otworzyła drzwi do salonu połączonego z kuchnią. Upuściła zakupy.

                W pokoju paliły się tylko trzy świeczki. Mimo półmroku widać było jednak wystarczająco… Teraz już wiedziała co to za zapach. Krew.

                                                                        ***

Dwa miesiące wcześniej...

                Otworzyła oczy. Musiała robić to bardzo powoli, bo wydawało jej się, że powieki ma przyklejone do gałek ocznych. Czuła ból. Nie mogła go jednak nigdzie zlokalizować. Był wszędzie. Mocny i pulsujący, niedający się porównać z niczym, co wcześniej czuła. Wpadła w panikę. Nie wiedziała gdzie jest ani nawet kim jest. I dlaczego czuje ten ból. Jest konsekwencją jakiś zdarzeń, czy dzieje się teraz ? A może pojawił się tylko w jej głowie ?
                Wykonała nieporadny ruch ręką. A przynajmniej tak jej się wydawało. Otuliła ją jakaś dziwna mgła, która nie pozwalała w pełni kontrolować jej własnego ciała. Bariera pomiędzy umysłem a fizycznością wydawała jej się nie do przekroczenia. Mimo tego usłyszała, że ktoś obok się poruszył. Oczy co prawda miała otwarte, ale widziała niewiele. W około było bardzo jasno. Wszystko rozpływało się w rażącej poświacie.
                -Anna ? – głos dochodził jakby z dna studni. – Anna, słyszysz mnie ?
                A więc to do niej ? Naprawdę ma na imię Anna ? Myśli zaczęły biegać po jej głowie, a ból stał się jeszcze silniejszy. Zamknęła z powrotem oczy i wydała z siebie cichy pomruk. Chciała krzyczeć, ale nie mogła zaczerpnąć wystarczająco dużo powietrza. Odpływała. 



Dzień dobry, dobry wieczór !
Wracam z małą zapowiedzią. Chodzi to za mną już od dwóch miesięcy... Dłużej nie wytrzymam. 
Oczywiście jak zwykle nie mam jeszcze następnych rozdziałów, nie wiem jak się losy potoczą, nie wiem nawet jak się skończy. Czyli wszystko w normie. 
Jesteście tu ? :)