Kolejny
raz przeglądał zdjęcia zrobione przez techników. To miało być jego pierwsze
samodzielne śledztwo, odkąd przyjechał na staż do Lublany. Wcześniej planował
zostać tylko kilka miesięcy i wrócić do Polski, ale mijał już rok i jakoś nie
spieszyło mu się do politycznych przepychanek, paraliżujących pracę służb w
jego kraju. Poza tym dość dobrze się tutaj ustawił. Podszlifował język, znalazł
niedrogą kawalerkę niedaleko centrum, a kilka miesięcy podlizywania się
komendantowi też przyniosło swoje korzyści. No i teraz to śledztwo. Musieli mu
je przyznać, bo nie było już wolnych ludzi. W ostatnich miesiącach Lublana
stała się wylęgarnią małych grup przestępczych, o dość tajemniczym pochodzeniu.
Trzeba było to pozamykać przed sezonem. Stąd też „studencka rzeź” i nowe biurko
przypadły jemu. Był wniebowzięty.
Dość
ładne mieszkanie, zadbane i czyste, a na dodatek w jednej z droższych dzielnic
stolicy. Dziwił się, że tą czwórkę było na to stać. Musieli mieć bogatych
rodziców, których jeszcze nie było mu dane poznać, choć pewnie zjawią się lada chwila.
Przesłuchanie rodzin w tym przypadku było nieuniknione. Zastanawiał się, czy
pokazywać im zdjęcia, które trzymał w ręce. Ciała ułożone w chaotyczny sposób,
krew… No i te zgolone głowy. Chociaż to już pewnie widzieli. W kostnicy.
Wzdrygnął się, choć wokoło
panował nieznośny upał. Te dwie dziewczyny i ich kolega musieli być niewiele
młodsi od niego. Studenci. Pewnie pełni jeszcze entuzjazmu i pasji, wielkich
idei. Dlaczego ktoś chciał ich tego pozbawić ? I dlaczego zrobił to w taki
odrażający sposób ?
Wstał.
Potrzebował kawy.
***
-Czy
czuje pani, że zrobiła pani postępy ?
Nienawidziła
tego pytania. Cotygodniowe spotkania z psychoterapeutką były obowiązkowe i
musiała je zaliczyć, żeby wrócić na komendę, ale czuła, że dłużej nie da rady.
Nigdy nie słuchała rad innych, nawet bliskich. Lubiła żyć po swojemu i
wiedziała, że świetnie sama daje sobie radę bez idiotycznych, poradnikowych
przepisów na sukces. Terapie zostawiała zagubionym korpoludkom i nieporadnym
życiowo mężczyznom, o ile w ogóle można ich tak nazwać, którzy lubią sobie
poleżeć na niewygodnej kozetce i płacić majątek za porady kogoś niewiele
bardziej twórczego niż pięciolatek. Dzieci chociaż są szczere.
Posłała kobiecie nienawistne
spojrzenie.
-Gorąco
tutaj – rozejrzała się w poszukiwaniu klimatyzatora, ale jedyne co odkryła to
zapalone świece. Śmierdziały wanilią.
-Tak.
Czerwiec jest w tym roku wyjątkowo upalny – psycholożka dalej się uśmiechała,
co działało jej jeszcze bardziej na nerwy. –Pani Anno, czy może pani choć raz
odpowiedzieć na moje pytanie ?
-Od
trzech tygodni mówię pani, że wszystko jest w porządku.
Nie
było. Wiedziała o tym, ale siedząca naprzeciwko niej kobieta, była ostatnią
osobą, z którą chciałaby o tym rozmawiać. Nigdy nie zrozumiałaby, że Anna
wolałaby umrzeć w tej głupiej chatce, niż zmagać się teraz z pytaniami, które
mnożyły się bez końca. O Dzieci Hioba, o Lanę, o… Ceneta. Nikt tego nie
rozumiał. I, o dziwno, w tym nikt nie chciał jej pomóc. Sprawę przekazano
Interpolowi, a Lany nigdy więcej w Słowenii nie widziano. Tyle się dowiedziała,
kiedy w końcu udało jej się obudzić. Potem dla jej własnego bezpieczeństwa i z troski o
jej zdrowie psychiczne odcięto ją całkowicie od tamtych spraw i przeniesiono do
Lublany, zlecając miesięczną przerwę przeznaczoną na terapię. Znienawidziła
wszystkich, którzy maczali w tym palce.
-Oczywiście.
A pani sny ? Skończyły się ?
Raz
się wygadała w przypływie bezsilności. Żałowała tego do teraz. Nikt nie
powinien się interesować jej snami. Były tylko jej. I tylko w nich mogła go
znowu zobaczyć.
-Są
inne.
-Czyli
?
-Czyli
inne. Nie wymagają analizy.
-Dobrze.
O czymś powinnam jeszcze wiedzieć ?
-Nie
– zdawała sobie sprawę, że jej ton nie jest grzeczny, ale nie miała nawet
ochoty się starać. – Kiedy mogę wrócić do pracy ? Miesiąc mija jutro.
-Przekazałam
już opinię komisarzowi. Myślę, że oderwanie się od przeszłości dobrze pani
zrobi, jedyne co mnie martwi, to…
-Cudownie
–nie obchodziło jej, co martwiło biedną panią psycholog. Wstała. –Czyli wracam
?
-Decyzję
dostanie pani mailowo –poddała się. Nawet markowy uśmiech nie był w stanie
ukryć jej rozczarowania, kiedy po raz ostatni spojrzała na, stojącą już w
drzwiach, Annę.
Inspektor
Kos odniosła kolejne zwycięstwo.
Upał
sprawił, że uliczki Lublany opustoszały. Sezon turystyczny jeszcze się nie
zaczął, a mieszkańcy woleli spędzić kolejne gorące popołudnie w klimatyzowanych
mieszkaniach lub wśród chłodnych murów starych kamienic. W powietrzu czuć było
już lato. Anna wdychała powoli ciepłe powietrze, rozkoszując się widokiem,
który dziś, wyjątkowo jak na starówkę, miała prawie wyłącznie dla siebie.
Przypomniały jej się czasy studiów, kiedy przemierzała tę trasę codziennie,
mniej lub bardziej trzeźwa, w mniej lub bardziej roześmianym towarzystwie.
Uśmiechnęła się mimowolnie. Wiele by oddała by wrócić do tych czasów beztroski.
Choć może wtedy wcale się takie nie wydawały.
Zorientowała
się, że podświadomie wybrana trasa zaprowadziła ją prawie pod sam komisariat. Czyli
to tutaj ma teraz pracować ? Samo centrum miasta. Musiała przyznać, że mimo
wszystko będzie jej brakować Nika Horvata i jego wykreślanek. W Kranskiej Gorze
czuła się już jak w domu, a tego starego gbura umiała owinąć sobie wokół palca
tak, że przynajmniej nie przeszkadzał jej w pracy. Jak będzie teraz ? Kolejne
pytanie bez odpowiedzi. Na razie.
To,
co nie zmieniło się po sprawie z Dziećmi Hioba, to na pewno jej odwieczne
zamiłowanie do gorącej czekolady. Nawet teraz, pomimo upałów czuła, że jedyne,
co może odgonić od niej czarne myśli, to duży kubek jej ulubionego napoju z
podwójną bitą śmietaną. Rozejrzała się wokoło w poszukiwaniu kawiarni. Kilka
budynków dalej zauważyła duży baner Costy. Osobiście wolała małe, rodzinne
lokale niż sieciówki, ale teraz mogło być nawet to. Czekoladę mają
nienajgorszą.
W
środku siedziało już dość sporo osób, w szczególności nastolatków. Pojedyncze
miejsca przy długim stole przed oknem, też były zajęte. Przeklnęła w myślach.
Miała ochotę usiąść. Picie czekolady z papierowego kubka nie jest przyjemne, szczególnie,
że na widok kanapek zaczęło jej burczeć w brzuchu.
-Przepraszam
? –zagadnęła do siedzącego samotnie mężczyzny przy najbliższym stoliku. –Mogę się
dosiąść, aż coś się nie zwolni ?
-Słucham
? –podniósł wzrok znad jakiś dokumentów. – A tak, oczywiście. Niech pani siada.
-Dzięki
– uśmiechnęła się, po czym wyciągnęła komórkę.
Brak
wiadomości w skrzynce mailowej.
-Mogliby
się pospieszyć –mruknęła sama do siebie. Mężczyzna spojrzał na nią jednak pytająco.
–Czekam na maila z policji. Mało ważne.
Był
zupełnym przeciwieństwem Ceneta. Wysoki, dobrze zbudowany, na dodatek blondyn.
Przystojny. I na pewno niedużo starszy od niej. Może nawet młodszy, trudno
ocenić.
-Z
policji ?
-Pracuję
tam. – Kelnerka przyniosła jej czekoladę. Wyglądała nieziemsko. –To znaczy będę.
Miałam przerwę.
-Inspektor
Kos ?
Spojrzała
na niego podejrzliwie. Nie znała go. Pomimo opinii niektórych lekarzy, była
pewna, że śpiączka nie odebrała jej nawet kawałka pamięci.
-Tak.
Znamy się ?
-Oj,
chyba jeszcze nie – teraz dopiero zwróciła uwagę, że nie mówił z typowym
słoweńskim akcentem. Choć chyba też słowiańskim. – Krystian Jakubiak. Z tego co wiem, będziemy
współpracować. Komisarz wspominał, że niedługo pani do nas dołączy.
-W
takim razie bardzo mi miło – uśmiechnęła się. Całkiem niezły ten jej partner.
Perfumy też ma niezłe. – Anna.
-Krystian
–również się uśmiechnął. – Wracasz w całkiem niezłym momencie. Ale coś
słyszałem, że masz już doświadczenie w niejednoznacznych śledztwach.
-To
prawda – spoważniała. –Niejednoznaczne to dobre słowo.
Zaczynamy...